piątek, 29 marca 2013

Wesołyh Świąt :)



Kochani moi, życzę Wam spokojnych, zdrowych i rodzinnych świąt. Niech ten czas Zmartwychwstania, napełni Was siłą i wiarą.
Ściskam wszystkich serdecznie i wbrew aurze za oknami, bardzo ciepło :)))
Izabela :)

czwartek, 28 marca 2013

Dekoracje Wielkanocne c.d.

Nadal wielkanocnie i nadal jajecznie, tym razem w stonowanych kolorach :)
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze pod ostatnim postem i mam nadzieję, że te wytworki również przypadną Wam do gustu :))


sobota, 23 marca 2013

Dekoracje Wielkanocne ....

Wielkanoc już z tydzień, pora delikatne akcenty Świąteczne wprowadzić :). Skoro za oknem zima w pełni to kolory w domu wiosnę muszą nam zastąpić.






Skoro aura jest jaka jest to może ktoś ma ochotę na zupę mocno rozgrzewającą?








Ściskam ciepło i miłego wieczoru życzę :)))

piątek, 22 marca 2013

Wiosna gdzieś się zagubiła...

Zgubiła chyba drogę do nas, śnieg pada, zimno i wieje okrutnie. Wielkanoc czeka nas biała?
Wszyscy chyba mają już dość tej zimy a ona trzyma i nie odpuszcza.
Kartki gotowe, porządki zakończone, menu zaplanowane i tylko słońca i kolorów brak.

Uszyłam poszewkę na poduszkę i chyba jednak mocno inspirowałam się aurą za oknem ;). Kartki kolorowe, ciasto pachnące, ale nadal czegoś brak





Ciepły koc i poduszki powinny iść w odstawkę a nadal bardzo popularne w domu są



Ogarnęłam z grubsza kącik krawiecki, ale daleko mu jeszcze do pracowni z prawdziwego zdarzenia







Pikę ciasta ale nawet one nie poprawiają nastroju ;)




Dziękuję kochani za wszystkie ciepłe słowa pod ostatnim postem, serce rośnie gdy tyle ludzi jest otwartych na inność. Sprawiliście, że nie raz łza w oku mi się zakręciła ze wzruszenia. Dziękuję z całego serca. Izabela :)

sobota, 16 marca 2013

Światowy Dzień Zespołu Downa

Dziś nie będzie o moich wytworkach, dziś nie będzie o krawiectwie, papierkach. Dziś będzie o pewnej małej dziewczynce dzięki której jestem jaka jestem, dzięki której czuję i widzę więcej. Dziś będzie o Zuzi. Ośmiolatce, która jednym uśmiechem łamie najbardziej zatwardziałe serca.

Jakiś czas temu napisałam nasz autoportret na forum zakątek 21. Zbliżają się  obchody światowego dnia zD. Może nasza historia choć w maleńkiej części przybliży komuś ludzi z zespołem, może złamie stereotypy. Może ktoś 21 marca założy kolorowe skarpetki nie do pary, może uśmiechnie się do skośnookiego dziecka, może...

Czemu ryczysz? To nie wiesz, że miłość czasami boli?
Dnia pewnego z rana urodziła się Zuzanna… 21 września 2004 roku na świat przyszła Zuzia. To miał być najpiękniejszy dzień naszego życia, bo nareszcie pojawiło się nasze wyczekane dziecko. Dziecko miłości i uwieńczenie naszego małżeństwa. Jaki los potrafi być okrutny, pomyślałam, gdy lekarka powiedziała, że u Małej podejrzewają zespół Downa. Nagle w ciągu kilku sekund zobaczyłam całe przyszłe życie mojego dziecka. Wszystkie utrwalone w głowie stereotypy, wszystkie wyobrażenia takiego dziecka przemknęły mi przed oczami. Wiecznie wystający język, problemy z mową, pingwini chód, kłopoty z sercem, sina skóra. Mąż nie dał nic po sobie poznać, przytulał naszą kruszynkę, ale widziałam, że jest zdruzgotany. Przyszła najgorsza noc, ja tuliłam nasze Słońce, a mój mąż został sam w domu. Oboje na własny sposób przeżywaliśmy słowa lekarza. Człowiek jest jednak wiele w stanie znieść – jak tu nie kochać tego uśmiechu, tej drobnej istotki? Bolało, gdy matka obok tuliła swoje zdrowe dziecko, bolały spojrzenia pielęgniarek, gości. Ze strachem i nadzieją czekaliśmy na wynik badania genetycznego. To na pewno pomyłka, nasza Zuza jest przecież taka śliczna. W duchu jednak wiedzieliśmy, że nasza córka ma zespół Downa.

zuzia2Stymulacja miłością
Przyszedł wynik, łzy, ale najgorsze było dopiero przed nami, bo trzeba powiedzieć rodzicom, znajomym… Jak zareagują? Z pomocą przyszła gazetka „Bardziej kochani” i tekst, który utkwił mi w pamięci: powiedzcie wszystkim, to ważny etap akceptacji. Powiedzieliśmy, jedni reagowali płaczem, inni: no to co, ona jest cudowna. Nasze życie nabrało nowego sensu, teraz liczyła się tylko Zuzia. Nie zniechęciły nas słowa rehabilitanta, który stwierdził: a po co ćwiczyć? ona i tak będzie miała zespół. Znaleźliśmy innego. Zaczęła się rehabilitacja, rehabilitacja mimo łez, mimo emocji babci („zostaw, niech już nie płacze”). Doszedł refluks, niezliczone alergie, słabe przybieranie na wadze, problem ze wzrokiem, niedoczynność tarczycy – nasza córka cały czas walczyła z tym wszystkim. Rozpieszczana przez ciocie, babcię i dziadka, szła jak burza. Zewsząd stymulowana miłością i… książkami. Nikomu nie przepuściła, wtykała książkę w ręce i kazała sobie czytać. Nie była to godzinka dziennie, to były godziny, przechodziła z rąk do rąk i od każdego chciała kolejnej bajki. Od zawsze otoczona muzyką i opowieściami, szybko zaczęła mówić. Jako dwulatka samodzielnie kończyła każdy wers wierszyka, nie dawała się oszukać i skrócić bajki, znacząco pukała paluszkiem w książkę i pokazywała, gdzie należy czytać. Mimo że nie znała liter, nauczyła się tych swoich bajek niemal na pamięć i udawała, że czyta, patrząc na obrazki i wymyślając na ich podstawie historie. Wyobraźnię ciągle ma bardzo dużą. 

Emigracja
By poprawić nasze finanse, mąż wyjechał do Anglii, miało być tylko pół roku, a skończyło się na tym, że w końcu zabrał nas do siebie. Kolejna rewolucja w życiu, pomyślałam; nie wiedziałam, jak odnajdziemy się w obcym kraju, co będzie z Zuzą, czy nauczy się drugiego języka? I po raz kolejny nasza córka pokazała, że zwykłym dzieckiem to ona nie jest. Zaskakująco szybko odnalazła się w przedszkolu, nauczyła posługiwać się makatonem i mówić po angielsku. Nadal opanowana manią książek, tyle że teraz już w dwóch językach. Poznała pierwszych przyjaciół, wbrew obawom nikogo nie dziwiła dziewczynka o skośnych oczach, nikt się nie śmiał i nie wytykał palcem, wręcz przeciwnie, Zuzia okazała się duszą towarzystwa. Zespół zszedł na drugi plan, jest Zuza, mała, wesoła panienka, ciekawa ludzi i świata. Najlepszą terapią dla Zuzy okazała się normalność, zwyczajne życie.

zuzia1Asia
Podjęliśmy decyzję o rodzeństwie dla naszej jedynaczki, świadomie rozpatrzyliśmy wszystkie za i przeciw, i tak w 2008 roku na świat przyszła Asia. Od pierwszego dnia ukochana siostrzyczka Zuzi. Pewnego dnia Zuza podbiegła do leżaczka Asi i mocno ją przytuliła, reakcją młodszej był płacz, na co Zuza poważnie: czemu ryczysz? Nie wiesz, że miłość czasami boli? Nasza czteroletnia wówczas córka w jednym zdaniu zdefiniowała zespół, to my, dorośli ludzie, ciągle dręczeni pytaniem „dlaczego?”, nie umieliśmy sobie odpowiedzieć, a mała istota wypowiada te słowa intuicyjnie i wszystko staje się jasne. Bo miłość czasami boli. Dziewczynki do tej pory spędzają ze sobą każdą chwilę, razem się bawią, uczą, razem rozrabiają i razem dostają karę. Zuzia przy Asi nauczyła się odpowiedzialności, jest starszą siostrą i potrafi im obu sama zorganizować czas. Z tej dwójki to ona jest bardziej zrównoważona, spokojna, zawsze znajdzie wyjście z sytuacji i sprawdza się jako doskonała nauczycielka. Cierpliwie i dobitnie wszystko tłumaczy. Zuzę obrazuje ta historyjka: W pokoju bałagan nie do opisania, zabawki są wszędzie, podła matka schowała piloty od telewizora i nakazała sprzątać. Najpierw była próba "sposób na litość" obie zalewały się łzami, następnie przyszła pora na groźby, "wyprowadzamy się do babci i już nas nie kochasz". Wreszcie Zuza zrezygnowana mówi do Aśki " życie nas nie rozpieszcza, rusz pupę z dywanu i jazda sprzątać zabawki". Cwaniara ;) Zuza ma swoje pasje, ma też swojego bzika. Jednego dnia jest jak lek na ranę, a drugiego raczej do soli jest podobna. Minęło już osiem lat, od kiedy urodziła się Zuzia, nadal tkwi w nas lęk o przyszłość, obawa o zdrowie, ale nasze dziecko pokazuje nam każdego dnia, że ten zespół nie jest straszny, jeśli się go pozna i oswoi.

Zwyczajne życie
Żyjemy zwyczajnie, niczym się nie wyróżniamy, mamy lepsze i gorsze dni, ale jesteśmy szczęśliwi, bo mamy siebie. Dziewczynki na widok taty wracającego z pracy biegną witać się, rzucając za sobą zabawki, rano marudzą i bronią się przed przymusem wstawania do szkoły, za to w weekendy wstają razem ze słońcem i rozrabiają do wieczora. Przed pójściem spać obie klękają do pacierza i modlą się o zdrowie dla babci, dziadzia, cioć i wujków, „i by tato mniej pracował, i by na deser jutro były lody”. Uwielbiają wycieczki i doczekać się nie mogą wakacji i wyjazdu do dziadków. Zespół jest gdzieś obok, jest, bo wiemy o tym, ale nie on dyktuje nam życie, to życie zaakceptowało fakt wyjątkowości naszej starszej córki. Nie żyjemy, by ćwiczyć, stymulować i na siłę rozwijać, by zwalczyć w Zuzi zespół. Motywujemy i pozwalamy rozwijać się Zuzi, nie zespołowej dziewczynce, a zwykłej dziewczynce, która ma marzenia, pragnienia i zawsze własne zdanie. Dziewczynce, która jak każde inne dziecko w jej wieku, chce się bawić, mieć przyjaciół i być szczęśliwa. Oboje jesteśmy przekonani o wyjątkowości naszej córki, bo to ona przewartościowuje świat, to ona uczy, co to jest miłość czysta i bezwarunkowa, to ona uczy tolerancji i pokazuje, że to, co inne, nie musi być straszne. Nasz domowy barometr uczuć = Zuzanna.






czwartek, 7 marca 2013

Przytulanka....

Maskotki.....moja córka otacza się nimi, kolekcjonuje i zagraca calutki dom. Wszystko co miękkie i da przytulić, staje się ulubionym przytulakiem. Tak więc na łóżku z małą księżniczką śpi cała armia obrońców i co chwila dochodzą nowi ;). Każdy prototyp moich wytworków szybko przechwytują malutkie łapki, które poddają nieszczęsnego pluszaka testom wytrzymałości. To małe tornado jest najlepszym testerem maskotki, jeśli takowa przetrwa godzinę zabawy, to w rękach delikatniejszych spokojnie przetrwa rok. Jeśli pod koniec dnia maskotka nadal ma wszystkie łapki, uszy... to gwarancję daję wieloletnią ;)

Porwałam się na włochatego króliczka, ile z tego jest nitek, wszystko fruwało mi po salonie, gdy wycinałam szablon. Maszyny dawno tak nie przytkało jak dzisiaj.
Króliczek w barwach ochronnych, mięciutki i oczywiście już do Asiowej armii przechwycony ;)








Dziękuje bardzo za wszystkie ciepłe słowa pod ostatnim postem :)))
Izabela 

piątek, 1 marca 2013

Wygrałam konkurs :)

Witam serdecznie :)
Wróciliśmy z urlopu, było wesoło i śnieżnie. Dzieci zadowolone, my zmęczeni, ale szczęśliwi.

Jakiś czas temu brałam udział w konkursie fotograficznym, organizowanym przez Iwonkę z bloga Ona ma siłę. Nawet się nie spodziewałam, że się zakwalifikuję a co dopiero, że wygram.
Zdjęcie które brało udział w konkursie miało przedstawiać szpilki w dowolnej oprawie.
Moja zwycięska fotka:



Rozważałam jeszcze tę, ale ostatecznie wysłałam zimową wersje



a teraz kilka migawek z urlopu (fotografie mojego autorstwa, mojego męża a z walk śnieżnych mojego taty):